Podróż do kraju kwitnącej wiśni
No to pięknie zaczął się dzień. Wyjazd o 4 rano i od razu news dnia, znów trzęsienie w Japonii. Epicentrum 400 km od Tokio, ale podobno zakołysało wieżowcami. Kyoto leży dalej, więc 1000 km powinno być bezpieczną odległością. Wymyśliliśmy sobie wakacje…
Zapakowaliśmy się do samolotu. Zapowiadało się na lotnisku, że oprócz nas będą tylko obywatele kraju kwitnącej wiśni, ale również można było usłyszeć naszą ojczystą mowę!! Fajnie się leciało, ale w końcu nam podziękowali i trzeba było przywitać Azję po raz trzeci. Pogoda ładna, słońce świeci i już bardzo zadowoleni jesteśmy z rozwiązania komunikacyjnego Japończyków.
Kyoto day2
Obudziliśmy się o 5 i chyba tak troszkę za wcześnie. Ja miałem swój obowiązek napisania kilku słów na bloga, a Księżniczka jeszcze dosypiała w międzyczasie. Po 9 kazałem już wstawać, bo jak można spać, gdy Kyoto wzywa. Plan zakładał udanie się do dzielnicy Gion, leżącej na wschód od naszego hostelu.
Po drodze chcieliśmy zobaczyć jak idą pracę w konstruowaniu platform. W Izraelu miałem Ścianę Płaczu, przy której mogłem godzinami kontemplować atmosferę tego miejsca, a w Kyoto są to budowane platformy. Pierwsze z nich zostały już dzisiaj ukończone, i zapewne od jutra będzie można do nich wejść. Dużym wydarzeniem dzisiaj było nakładanie kół (co możecie zobaczyć poniżej) na jeden z pojazdów, i miałem już pierwsze wyzwanie do zrobienia zdjęć, bo konkurencja nie próżnuje.
Miyajima
W środę postanowiliśmy wyjechać poza Kyoto. JRPass wykupiony więc, Shinkansenem ruszyliśmy na zachód. Skusiła nas Hiroshima (wiadomo dlaczego, każdy wie co tu się wydarzyło 66 lat temu) oraz wyspa Miyajima, gdzie znajduje się trzeci z najbardziej malowniczych widoków Japonii (dwa pierwsze to widok mierzei Amanohashidate i zatoki Matsushima - nie mamy tego w planach). Podróż wydawała się dość skomplikowana, bo najpierw przesiadka w Shin-Osace (14min), później bezpośredni pociąg do Hiroshimy(1:29h), następnie koleją do Mijajima-Guci (26min), na nogach 3 min do przystani promowej, a stąd 10 minut promem na wyspę, ale nie było tak źle. Podaję czas, bo oczywiście to wszystko mają dokładnie policzone i teraz, dzień po podróży mogę to wszystko dokładnie opisać. W naszym wspaniałym kraju to wyprawa w jedną stronę na cały dzień, nie mówiąc o zwiedzaniu….
Hiroshima
Do Hiroshimy dojechaliśmy elektrycznym tramwajem. Za 50 min. podróż zapłaciliśmy 540 jenów, ale wysiedliśmy przy Parku Pokoju. Było już po 18 i Muzeum Pokoju było już zamknięte. Zawsze coś trzeba zostawić na następną wizytę. W centralnej części parku stoi cenotaf upamiętniający wszystkie ofiary wojny, na którym wyryte są imiona wszystkich ofiar bomby. Obok znajdziemy Płomień Pokoju, który zostanie wygaszony dopiero wtedy, gdy na całym świecie zostanie zlikwidowana broń atomowa, czyli zapewne nie prędko.
Kyoto z siodełka
Zapowiadał się upalny dzień i postanowiliśmy wypożyczyć rowery. Kyoto to dość duże miasto z 1,3 miliona mieszkańców, więc na piechotę raczej wszystkiego się nie zobaczy. Rowery w atrakcyjnej cenie 500 jenów (ok. 18 pln) oferuje nasz hostel. Pojazdy mało szałowe, z piszczącymi hamulcami, które służyły nam również za dzwonek, nie odbiegały wyglądem od reszty rowerów poruszających się po ulicach miasta. Szersze arterie mają wydzielone ścieżki rowerowe, jednak nikt tego nie przestrzega i jeździ się jak się chce.
Kyoto Gion Matsuri w nocy
Po całym dniu jazdy na rowerze w słońcu czuliśmy się padnięci, i tak naprawdę bardzo musieliśmy się zmobilizować do wyjścia z Hostelu. Po dojściu do pierwszej platformy nie żałowaliśmy naszej decyzji i daliśmy ponieść się tłumowi mieszkańców pomiędzy uliczkami centrum miasta.
Święto Gion-Matsura trwa przez cały miesiąc i kulminację osiągnie 17 lipca paradą 32 różnych pojazdów w centrum miasta. Teraz można obejrzeć je dokładnie, a nawet, tak jak my to zrobiliśmy, wejść do środka. Przyjemność taka kosztowała nas 1000 jenów, ale sądząc po tłumie to nawet trzeba było.
Nara
To, czego nie udało nam się zrobić na rowerze, trzeba było zrobić kolejką. Pierwszy punkt programu to Fushimi-Inari Taisha, kompleks świątynny poświęcony Inari, bogom ryżu i sake, a później biznesu, założony w VIII wieku przez rodzinę Hata. Świątynia nie byle jaka, bo ma ponad 30 000 "filii" w całej Japonii. Główny obiekt sakralny usytuowany jest u podnóża góry, ale największą atrakcją jest 4 kilometrowa ścieżka na szczyt, która wiedzie wśród tysięcy czerwonych tori oraz dziesiątek kamiennych lisów. Lis uważany jest za posłańca boga Inari, a klucz który często ma w swoich pysku otwierać ma spichlerz ryżowy, oczywiście po dobrych zbiorach.
Kyoto Gion Matsuri ostania noc
Wróciliśmy z Nary, kąpiel i wieczorne atrakcje na mieście. Jutro najważniejszy dzień w Kyoto, główna parada festiwalu. W Hostelu już mamy dodatkowych 10 osób i tak przyjemnie jak na początku nie jest. Problemy z dostępem do netu i kolejki do łazienki. Para ze skandynawi, włoch i grupka koreańczyków (raczej tych południowych :)) zapełniła nasze miejsce noclegowe, więc tym większa ochota iść na wieczorny obchód. Dzisiejsza noc przed pochodem nazywana jest yoiyama, wczoraj mieliśmy yoiyoiyama, a jak łatwo się domyślić przedwczoraj była yoiyoiyoiyama. Proszę już nie tworzyć dłuższych nazw, ponieważ skończyli tylko na świętowaniu przez trzy noce....
Gion Matsuri
Główny festiwal już za nami. Było świetnie i nawet pogoda nam nie przeszkadzała. Podali 35,7 stopnia więc gorąco. Wystartowaliśmy z hostelu przed 8 i po krótkim spacerku zajeliśmy doskonałą pozycję przed głównym domem z którego wyprowadzano dzieciaka, który przecinając linę rozpoczyna oficjalnie paradę. Postaliśmy około 2 godzin, fotografując uczestników parady i później postanowiliśmy pochodzić trochę po trasie przebiegu uroczystości. Tak jak się domyślałem nie przeszkadzali mi mieszkańcy Azji, którzy byli przede mną, natomiast współczuję tym, którzy byli za mną.
Maiko
Dla przeciętnego Europejczyka każda kobieta ubrana w kimono to gejsza. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana i możemy spotkać szereg innych określeń dla dziewczyny o nienagannych manierach ubranej w tradycyjny japoński strój.
Tokio day 1-3
Pogoda licha. W telepatrzydle zobaczyliśmy, że idzie jakiś tajfun na Japonię. Jutro powinno już się rozpogodzić, wicherek przemieszcza się już w stronę Pacyfiku.
Tokio to zupełnie inna bajka. Widać, że to duża metropolia i ludzie też już inni niż w Kyoto - ciągle się śpieszą. Chwilę odpoczynku znajdują w metrze, gdzie często dosypiają w czasie podróży lub korzystają z komórek. W metrze nie powinno się rozmawiać przez telefon i jak na taką ilość ludzi jest bardzo cicho.
Słabą pogodę rekompensujemy sobie sklepami. Zaatakowaliśmy domy towarowe z elektroniką na Akihabarze. Interesowały mnie przede wszystkim aparaty i bardzo się zawiodłem, tak asortymentem, jak i cenami. Żadna rewelacja. Większe wrażenie zrobił na nas salon gier. Na pierwszych trzech piętrach wszelkiego rodzaju maszyny do wyciągania gadżetów, a wyżej kolejne trzy poziomy, na których można pograć w gry zręcznościowe.
Tokyo day 3-4
Oprócz nowości wyjazdowych, jaką była wczesna pora naszego wyjścia z hostelu (5 rano) oraz podróży metrem, to reszta po staremu. To co robimy w porannych godzinach nam nie wychodzi. Gdy wychodziliśmy z hotelu pogoda była znośna, ale przy samym rynku mocno zaczęło wiać i do tego padać. Dotarliśmy pod główną bramę, gdzie pan wręczając nam mapkę marketu, poinformował że aukcja tuńczyka na którą tak wcześnie poderwaliśmy się z łóżeczek, dla turystów jest odwołana.
Tokyo day 5
Pierwszą atrakcją tego dnia miał być hyper-roller-coaster znajdujący się w Tokyo Dome City Attractions (czyli takie większe wesołe miasteczko w środku metropolii). Jak zapewne się domyślacie, pierwsze zadanie poszło nam jak w poprzednie dni - Closed. W styczniu był jakiś wypadek, powołano komisję do rozwiązania tej sprawy i może pod koniec roku otworzą. A tak w ogóle to trzęsienie ziemi było, więc turyści NO. Tak, mniej więcej, tłumaczyła się panienka z okienka miejscowej atrakcji. No i obeszliśmy się smakiem…
Tokyo day 5 Shibuya
Po spotkaniu z judokami pojechaliśmy na Shibuya, gdzie znajduje się jedno z najbardziej ruchliwych skrzyżowań na świecie. Wcześniej już tutaj byliśmy, ale w deszczu i wczesną porą nie było dużo przechodniów. Teraz też rekord nie padł, ale od biedy może być.
Spotkałem Amerykanina, który kręcił profesjonalną kamerą film dokumentalny dla mongolskiej tv. Jeszcze dzisiaj wylatywał do Ułan Bator. Zrobiłem mu pamiątkową fotkę. Ech, ludzie to mają zajęcia...
People of The Sun
Po południu postanowiliśmy pojechać na Takeshita Street, znajdującą się przy Harajuku Station. Kiedy Księżniczka zaatakowała sklep Daiso, największy obiekt z artykułami za 100 jenów, ja postanowiłem popstrykać przechodniów. W niedzielę spotykają się tutaj tzw. cosplay’e (costume play), którzy przebierają się za postacie z mangi, anime, gier wideo i filmów. Nam, niestety nie dane było zobaczyć tego zjawiska, ale myślę, że niektórzy przebierają się również w inne dni tygodnia…
Cmentarz Yanaka
Kończąc nasze zwiedzanie tego dnia postanowiliśmy zobaczyć cmentarz Yanaka, znajdujący się przy Nippori Station. Cmentarz był częścią buddyjskiej świątyni Tennō-ji. Po restauracji Meiji w 1868 roku, gdy przywrócono władzę cesarzowi, zaczęto realizować politykę oddzielenia Buddyzmu od Shinto. Pojawiły się problemy, gdyż wrastało zainteresowanie pochówkami shintoistycznymi, a większość cmentarzy była pod zwierzchnictwem świątyń buddyjskich. Rozwiązaniem jakie przyjęto było otwieranie publicznych miejsc pochówku. Dlatego w 1872 roku władze skonfiskowały część ziemi należącą do Tenno-ji i zadeklarowano je jako cmentarz publiczny, największy w tym czasie w całym kraju.
Tokyo Night And Day
Wiadomo, człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać (jak to stwierdził Maklakiewicz w Wniebowziętych) i musi poobserwować świat z góry. My najpierw udaliśmy się do zachodniej części Shinjuku, aby po wjechaniu na 45 piętro Biura Zarządu Miejskiego Tokio obejrzeć panoramę metropolii. Nasi japońscy gospodarze byli bardzo gościnni - piętro widokowe udostępniane jest za darmo.