Copyright 2015 Tomasz Wyrwas. All rights reserved

Kyoto z siodełka

Opublikowano: czwartek, 14 lipiec 2011

IMG_3946

Zapowiadał się upalny dzień i postanowiliśmy wypożyczyć rowery. Kyoto to dość duże miasto z 1,3 miliona mieszkańców, więc na piechotę raczej wszystkiego się nie zobaczy. Rowery w atrakcyjnej cenie 500 jenów (ok. 18 pln) oferuje nasz hostel. Pojazdy mało szałowe, z piszczącymi hamulcami, które służyły nam również za dzwonek, nie odbiegały wyglądem od reszty rowerów poruszających się po ulicach miasta. Szersze arterie mają wydzielone ścieżki rowerowe, jednak nikt tego nie przestrzega i jeździ się jak się chce.

Rowery są uprzywilejowane i często spotkać można wydzieloną ścieżkę rowerową, a reszta chodnika jest dla rowerów i pieszych. Bocznymi uliczkami można przemieszczać się po ulicy, lub częściej preferowaną opcją jest jazda metrowej szerokości chodnikiem pomiędzy pieszymi. Nie spotkaliśmy żadnej sytuacji, z której wyniknęła by nieprzyjemna sytuacja, ruch odbywa się w pełnej harmonii.

Pierwszym punktem naszej wyprawy była poczta, bo skończyły już nam się miejscowe pieniądze. Poprzedniego wieczora robiąc tradycyjne zakupy nabraliśmy za dużo towarów i część przy kasie musieliśmy zostawić (niepotrzebne do jedzenia, oczywiście, zimne lokalne piwko wyszło razem z nami). Zaopatrzeni w jeny mogliśmy ruszyć w stronę pierwszej zaznaczonej na mapie atrakcji.

Pytając się o drogę do pierwszej świątyni w lokalnym sklepie, rozbawiła nas starsza kobiecina, która nie znając angielskiego, a zapewne nie byliśmy pierwszymi turystami pytającymi o drogę, wyciągnęła karteczkę, na której miała napisany dokładny opis jak tam trafić.

Świątynia Sanjusangen-do (wejście 600 jenów) to długi budynek, w którym stajemy przed 1001 niemal identycznych posągów bogini Kannon. Powstała ona w 1164 roku i jest najdłuższą na świecie drewnianą budowlą. Miejsce wspaniałe i warto zobaczenia, ale ma jedną wadę - nie można robić zdjęć. Oszczędziło to nam przynajmniej godzinę czasu i sporo miejsca na karcie.

Bardzo charakterystycznym miejscem związanym z Kyoto jest aleja bram tori w kaplicy Fushimi. Miał to być drugi punkt naszego programu, ale okazało się, że to nie jest tak blisko i trzeba jechać kolejką, więc przerzuciliśmy ten punkt na inny dzień.

Obraliśmy azymut na kolejny zaznaczony obiekt. Ostatnie pół godziny wspinaliśmy się pod olbrzymią górę. Podczas, gdy słońce morderczo świeciło, my cali spoceni podchodziliśmy pod świątynię Kiyomizudera. Okazało się, że dwa dni temu już ją widzieliśmy i był to ostatni punkt zwiedzania dzielnicy Gion. Nie popisaliśmy się, to prawda i po uzupełnieniu płynów przynajmniej mieliśmy z górki…

Szukając Heianjingu zapytaliśmy o drogę, starszego mężczyznę na rowerze. Ten nie mogąc nam dokładnie wytłumaczyć (bariera językowa) zawrócił i podjechał z nami dobre 400 metrów i wskazał palcem na to czego szukaliśmy. Japończycy są bardzo pomocni i zawsze starają się pomóc, a gdy nie znają angielskiego tłumaczą nam w ich ojczystym języku.

Heianjing to kolejna świątynia, w środku nie można było robić zdjęć, więc żadna atrakcja. Zrobiłem fotkę olbrzymiej Tori stojącej naprzeciwko i ruszyliśmy pod pałac cesarski. Aby zwiedzić byłą siedzibę głowy państwa potrzebna jest rezerwacja, która trzeba zrobić z kilkudniowym wyprzedzeniem. Zajechaliśmy w pod pałacowe mury i w znajdującym się tutaj parku spędziliśmy chwilę obserwując młodzież grającą w jeden z najbardziej popularnych tutaj sportów, baseball. Boiska do tej gry można często spotkać, a mi pozostanie w pamięci widok z pociągu w Hiroshimie, na podświetlony wielki stadion, na którym rozgrywany był mecz.

Przed powrotem na kwaterę zajechaliśmy do sklepu. W zaparkowaniu naszych stalowych rumaków pomógł nam specjalnie do tego przeznaczony pracownik, który dbał o porządek przed sklepem. Korzystając z promocji kupiliśmy napój z brzoskwinką na puszce, który rozpiliśmy przed sklepem. Okazało się, że jest to drink i śmiejąc się z naszej pomyłki ochłodziliśmy się wprowadzając trochę procentów do organizmu.

Postanowiliśmy odpocząć w naszym klimatyzowanym pokoju i wieczorem ruszyć w miasto, popatrzeć jak obchodzą mieszkańcy Kyoto święto Gion-Matsuri.

Odsłony: 3146