Copyright 2015 Tomasz Wyrwas. All rights reserved

Jerozolima day 1 Wailing Wall

Opublikowano: czwartek, 27 styczeń 2011

IMG_8365

Po zwiedzeniu Bazyliki Grobu Pańskiego udaliśmy się na żydowski kwartał Starego Miasta. Klimat zupełnie inny od części arabskiej, wszystko uporządkowane i znacznie ciszej. Cała dzielnica została odbudowana po 1967, kiedy to w wyniku wojny sześciodniowej Izrael przejął kontrolę nad całą Jerozolimą.

My, już trochę zmęczeni, przysiedliśmy w pobliskiej knajpce, aby spróbować soku ze świeżych pomarańczy i poobserwować przechodniów. A tak na prawdę, żeby nabrać trochę oddechu przed czekającą nas główną atrakcją - Ścianą Płaczu.

Ściana Płaczu (hebr. הכותל המערבי, ha-Kotel ha-Maarawi, zwana też Murem Zachodnim) to jedyna zachowana do dnia dzisiejszego pozostałość Świątyni Jerozolimskiej.  Powstała ona w latach 966-959 p.n.e. za czasów króla Salomona, który podobno wzniósł ją w ciągu 7 lat na miejscu wskazanym uprzednio przez króla Dawida, gdzie Abraham miał złożyć w ofierze na żądanie Boga Jahwe swego syna Izaaka.

Pierwsza Świątynia została zniszczona przez wojska babilońskiego króla Nabuchodonozora II w 587 roku p.n.e. lub 586 roku p.n.e. Po zburzeniu Pierwszej Świątyni i powrocie z niewoli babilońskiej (536 p.n.e.) wzniesiono Drugą Świątynię (520-515 p.n.e.), o wiele skromniejszą, później kilkakrotnie przebudowywaną.

4 sierpnia 70 po nieudanym powstaniu Żydów Rzymianie zburzyli Świątynię. Jedyną pozostałością Świątyni są resztki muru oporowego, powstrzymującego okalające ją mury przed zawaleniem - tzw. mur zachodni, Polakom lepiej znany jako Ściana Płaczu. Od XVI wieku jest ona świętym miejscem judaizmu. Nazwa pochodzi od żydowskiego święta opłakiwania zburzenia świątyni przez Rzymian, obchodzonego corocznie w sierpniu.

Ogólnie pod względem robienia fotek wygląda to bardzo pozytywnie, nawet pod Ścianą Płaczu. Ja sam miałem na początku opory, żeby nachalnie fotografować osoby pogrążone w modlitwie, ale w inny sposób dokumentacji by nie było. Ściana płaczu przegrodzona jest oczywiście na część dla chłopców i dla dziewczynek, więc z Agą nie wchodziliśmy sobie w drogę :). Podział nie był dla mnie zaskoczeniem, ale zdziwiłem się, że ta najbardziej obfotografowana część na wolnym powietrzu, to nie wszystko i znajdują się również "zadaszone" pomieszczenia niewidoczne na pierwszy rzut oka. Na głowę nie pada i dodatkowo ciepły nawiew, więc zawsze można obcować z Bogiem, szczególnie że dostęp do miejsca jest przez całą dobę. Wszystkie osoby muszą obowiązkowo nałożyć jarmułkę na głowę, a dla tych którzy robią to okazyjnie, mogą przed wejściem wypożyczyć białą kipę. Ogólnie to ludzie sympatyczni, nie ma jakieś fobii terrorystycznej, jak nam się wydawało jadąc do Izraela.

Trafiliśmy na przysięgę młodego rocznika wojsk spadochronowych. Powszechna służba wojskowa w Izraelu jest obowiązkowa dla wszystkich obywateli powyżej 18. roku życia. Zwolnienie od obowiązkowej służby wojskowej dotyczy wyłącznie Arabów, ale nie Druzów - chociaż pewne wyjątki od reguły są czynione ze względów religijnych, zdrowotnych lub psychologicznych. Najczęściej chłopcy idą na 3, a dziewczyny na 2 lata. Do 45 roku życia każdy mężczyzna musi miesiąc w roku dodatkowa się szkolić.

Cały dzień rozkładali sprzęt i musieliśmy zobaczyć rezultaty tych przygotowań. Wydarzenie dość znaczne, bo uroczystość transmitowana była nawet w ichniej TV (zapewne nie arabskiej). Z jednej strony państwo wyznaniowe (Chasydzi) i obok państwo świeckie (żołnierze). Oczywiście obfotografowałem i jednych i drugich, a nawet trochę ruchomych obrazków zdążyliśmy zrobić. Niesamowite byłe śpiewy w tunelu prowadzącym na plac, gdzie kilka plutonów rywalizowało ze sobą w "bitwie na głosy", które na długo pozostaną w naszej pamięci.

Do hotelu wróciliśmy dopiero po 20, solidnie zmarznięci, bo cały dzień wiał zimny wiatr, a wieczorem pogoda przypomniała nam, że jesteśmy dopiero w połowie zimy.

Odsłony: 4390