Copyright 2015 Tomasz Wyrwas. All rights reserved

jerozolima day 2

Opublikowano: piątek, 28 styczeń 2011

IMG_8609

Około 5 rano obudził nas niepokojący dźwięk. Jak się po chwili zorientowałem, był to głos męski i dochodził z ulicy. Wczoraj widzieliśmy wieżyczkę meczetu, ale było spokojnie. No, ale skoro jest piątek to muezin musi nawoływać z minaretu wiernych do modlitwy, a mieszkając w dzielnicy muzułmańskiej nie powinno to być dla nikogo zaskoczeniem. Poszliśmy dalej spać....

Dzisiejszy dzień zarezerwowaliśmy na Górę Oliwna. Nie będę teraz się rozpisywał, które święte miejsca odwiedziliśmy, bo w przewodniku wszystko jest, a miałbym trudności z wymieniem ich chronologicznie.

Pierwsze dzisiejsze zaskoczenie to więcej wszelkiego rodzaju służb mundurowych. Okazało się, że dzisiaj idą ostre modły w meczetach i nie wiadomo jak to się zawsze zakończy. Słuchając kazania, (poprzez głośniki transmisja leci na całą Jerozolimę), oczywiście chodzi mi tylko o sama retorykę, bo języka arabskiego nie opanowałem, sam miałem ochotę wzniecić małe powstanie. Tak naprawdę nie wiedziałem, przeciwko komu mam wystąpić, a w ogóle to mi się tutaj wszystko podoba....

No to poszliśmy w stronę wspomnianej już Góry Oliwnej (tak naprawdę to chodzi się zawsze albo z góry, albo pod górę, więc jest ciężko). Idąc wzdłuż murów Starego Miasta przeszliśmy przez cmentarz arabski, podobno założony już w VII wieku. Tutaj znajduje się zamurowana Brama Złota, i wg wiary mojżeszowej w Dzień Sądu wjedzie przez nią do miasta Mesjasz. Cmentarz muzułmański jest mikrutki w porównaniu do cmentarza żydowskiego znajdującego się na Górze Oliwnej.

Nie wiem jak wycieczki to robią ze oblecą Jerozolimę w jeden dzień, bo my cztery godzin szwendaliśmy się po monastyrach, kościołach i innych miejscach kultu, które były obok siebie. Małą przerwę zrobiono nam przed 14, bo maja czas wolny. My wykorzystaliśmy ją do złapania trochę słońca. Cały dzień chodziliśmy w bluzach, bo podkoszulki nie planowaliśmy, a wcale zimno by nie było. Ponad 20 stopni to jest coś, ale kilka miesięcy i w naszym pięknym kraju nad Wisłą również tak będzie.

Skończyliśmy dzień na Starym Mieście. Pierwszą atrakcją miała być droga krzyżowa z franciszkanami. Wyobrażenia to mieliśmy spore. Duże drewniane krzyże, statyści przebrani za ludzi z epoki itp. Niestety, robią to bez fajerwerków. Chociaż dzielnie trzymaliśmy się do 3 stacji i byliśmy nawet na czele procesji to nie daliśmy rady. Nie było sensu ciągnąć się w ogonie peletonu, wiec zrezygnowaliśmy z dalszych etapów.

Jak nie skończyć dnia przed Ścianą Płaczu? No pytam się, jak? Reguły w Szabas maja trochę inne. Nie można robić zdjęć, nie wspominając o użyciu kamery. Przychodząc trochę wcześniej można jeszcze było pofocić. Później już nie ryzykowałem, widząc starszego człowieka krzyczącego na kolesia, który chciał być cwańszy od innych robiąc zdjęcia, że wezwie policję. Doszło nawet do szarpaniny. Wycofaliśmy się na wcześniej przygotowane pozycje i trochę materiału mamy. Z daleka, bo z daleka, ale jest. Cały plac, który jest ogrodzony i służy do modlitwy, wypełniony był ludźmi, którzy podzieleni w grupki śpiewali i tańczyli. Wrażenie niesamowite. Za tydzień też tam pójdziemy.

Odsłony: 3906