Jerusalem end
Ostatni dzień w Jerozolimie nie będzie przeze mnie mile wspominany. Nie dość że pogoda nie sprzyjała wędrówce, to dopadło mnie jakieś choróbsko.
Poszliśmy na Stare Miasto zrobić ostatnie zakupy. Po drodze mijaliśmy blokady policyjne. W poprzedni piątek policja obstawiała Stare Miasto, ale nie na taką skalę. Wydarzenia w sąsiednim Egipcie nie wpływają korzystnie na nastroje wśród muzułmanów zamieszkujących Erec Izrael i dlatego postawiono w stan gotowości znaczne siły policyjno-wojskowe. Na piątkową modlitwę na Wzgórze Świątynne wpuszczani byli tylko mężczyźni powyżej 50 roku życia. Ja nie miałem problemu, bo jednak wyglądałem na turystę i bez problemów nas przepuszczano. Gdyby nie moje złe samopoczucie, pewnie jakieś zdjęcia bym zrobił, a tak to niestety....
W podróż powrotną wystartowaliśmy już o 2 rano Sherut Taxi. Transport optymalny, bo tańszy niż zwykła taksówka a wygodniejszy niż autobus. A tak na prawdę to nie wiem czy oprócz wspólnej taksówki coś byśmy mogli znaleźć, bo przecież Szabat zaczęli. Ale takie to uroki tego kraju. O odprawie na lotnisku naczytałem się w Internecie dość dużo negatywnych opinii, ze zadają dużo pytań, potrafią przeglądać i rekwirować karty pamięci z aparatu itp. Albo mieliśmy szczęście, albo nic takiego się nie dzieje. Większe zamieszania mieliśmy później we Frankfurcie. Pan pocierał tajemnym papierkiem mój sprzęt fotograficzny i w jeszcze bardziej tajemniczej maszynie sprawdzał czy nie miałem styczności z materiałem wybuchowym.
Od prawie dwóch tysięcy lat, podczas święta Pesach, w chwili kończącej seder, czyli uroczystą wieczerzę paschalną, wszyscy jej uczestnicy wyrażają swoje pragnienie powrotu do Jerozolimy słowami:
„Na przyszły rok w Jeruzalem”: Ja chyba spełnię to pragnienie nieco szybciej (i tak rzeczywiście było :).
I właśnie dlatego zawsze będę chciał tam wracać.....
Odsłony: 2996