Jerusalem day 4
Prognoza pogody na dzisiejszy dzień jasno wskazywała, ze warunki do zwiedzania będą najgorsze z całego wyjazdu. Miał być shower i był. Deszcz lał przez cały dzień, a do tego doszedł silny wiatr. Zaplanowaliśmy więc zwiedzanie pod dachem, ale i tak nam się dostało.
Wychodzić z hotelu w taka pompę zupełnie nam się nie chciało, a do pierwszego obiektu był kawał drogi. Zrezygnowaliśmy więc z transportu publicznego, bo do przystanku mielibyśmy godzinę drogi, i "na bogato" pojechaliśmy taxi. Koszt dojazdu do parlamentu to 50 NIS, ale ze primo - daleko, secundo - nawałnica, to warto było. Kneset musiałem zwiedzić, biorąc pod uwagę zarówno zainteresowania jak i pracę. Na wstępie kazano nam spakować wszystko w dwie duże torby, które oddaliśmy do depozytu.
Nie muszę zapewne wspominać, ze nie w smak mi było pożegnać się z aparatem, ale co moglem zrobić. Materiału multimedialnego niestety nie będzie.
Nie będę zanudzać szczegółami związanymi z budynkiem oraz z systemem politycznym Izraela, ale dla mnie (dla Agi podobno tez) było to interesujące. Mieliśmy nadzieję, że kończąc zwiedzanie poprawi się choć trochę pogoda, ale nic z tych rzeczy. Przez chwilę wahaliśmy się czy nie zaliczyć Muzeum Izraela, bo było dość blisko, ale z uwagi na to, że nie jesteśmy ekspertami i mało nas to interesuje - zrezygnowaliśmy.
Plan to plan, więc wsiedliśmy w taxi (40 NIS) i pojechaliśmy do Yad Vashem, czyli oficjalnego pomnika poświęconego żydowskim ofiarom Holokaustu, założonego w 1953 roku na mocy Ustawy o Pamięci, przyjętej przez Kneset. Musieliśmy skupić się na części zadaszonej, pomijając większość ekspozycji znajdującej się pod gołym niebem. Wstęp jest darmowy, ale podstępnie zostaliśmy pozbawieni szekli. 10 za mapkę (po polsku), 20 za przewodnik elektroniczny i do tego kawka na rozgrzanie za 32, ale wstęp za darmo. Po trzech godzinach zwiedzania darmowym (sic!)busem podjechaliśmy pod Górę Herzla. Tutaj pochowany jest twórca i główny ideolog syjonizmu. Oprócz niego spoczywają najbardziej znaczące postacie życia politycznego Izraela, m.in. Golda Meir i Yitzhak Rabin. Z uwagi na to, ze mam nadzieje wrócić w to miejsce w bardziej sprzyjających warunkach pogodowych, a Aga była średnio zainteresowana, wiec odpuściliśmy sobie. Dobrze wiecie, ze takiej okazji bym tak łatwo nie odpuścił, ale ściana deszczu ograniczała widoczność do 30 metrów, a szanse że ulegnie to zmianie były minimalne.
Wracając nie chcieliśmy już szaleć z kolejną taxi, więc poszliśmy szukać autobusu w stronę centrum. Znaleźliśmy po drodze budę z jedzeniem, więc obiadokolacje załatwiliśmy na mieście. Szefowa kramiku skierowała nas w stronę najbliższego przystanku, mówiąc, ze wszystkie autobusy jadą w stronę centrum. Na przystankach nie maja żadnych rozkładów jazdy, więc wsiedliśmy do pierwszego, który przyjechał. Aga kupiła bilety i potwierdziła że dojedziemy pod starówkę. No i tak jechaliśmy, jechaliśmy, jechaliśmy, a po godzinie zaczęliśmy się niecierpliwić, bo murów Starego Miasta nie było nigdzie widać. W końcu wpadłem na świetny pomysł i włączyłem GPS'a. Okazało się, że już jesteśmy dobre 4 km za Starym Miastem. Ewakuowaliśmy się czym prędzej i pojechaliśmy w przeciwnym kierunku, tym razem już z włączonym naprowadzaniem. Zapłaciliśmy za bilety, a później Aga przypomniała sobie, że płaci się nie za przejazd, tylko za określony czas. Więc zapłaciliśmy podwójnie, gdyż poprzednie bilety nie straciły jeszcze ważności. Frycowe trzeba zapłacić.
https://inmi.pl/izrael/25-jerozolima/27-jerusalem-day-4.html#sigProGalleriab52e084fc5