Copyright 2015 Tomasz Wyrwas. All rights reserved

Mumbai day 5

Opublikowano: piątek, 19 maj 2017

Dzisiaj dzień odpoczynku, pozwoliłem sobie pospać dłużej. Wstałem o 10 i zacząłem przygotowywać plan ucieczki z Mumbaju. A nie jest to takie proste. W aplikacji sprawdziłem, że są 2 pociągi w sobotę do Nasiku, więc poszedłem na stację kupić sobie bilet. Znalazłem kasę nr 52 dla obcokrajowców, karteczka "Proszę grzecznie czekać" w okienku, więc czekam. Klimatyzowane pomieszczenie, nie śpieszy mi się wyjątkowo, więc po hindusku stoję i bezmyślnie gapie się w sufit. Po 15 minutach przyszedł pan, który oznajmił mi, że nie ma już biletów na żaden pociąg, bo przecież weekend, a kolejka oczekujących jest długa. No trudno, został więc tylko autobus.

No i tutaj są schody. Żeby był jakiś dworzec główny, gdzie można dowiedzieć się wszystkiego (tutaj ukłon w stronę Meksyku, bo podróżowanie tam autobusem to przyjemność).  Jest kilka miejsc z których można pojechać, a najczęściej przewija się Dadar. Ostatnio jechałem z tego miejsca i po prostu wrzucono mnie do autobusu i wierząc na słowo kolesiowi, który sprzedał mi bilet (chyba 2 razy drożej) jakoś dojechałem. Teraz mam namiar, i spróbuję znaleźć przystanek, bo ten cały Dadar to zwykła ulica przy której zatrzymują się autobusy.

Zapłaciłem za ostatnią noc w hotelu. Miało być 1600, bo tak się umawiałem z właścicielem, a pracownik wydaje mi 200 rupii z otrzymanych 2000. Cena niby z podatkiem. Mówię, że nie tak się umawialiśmy, miała być cena jak z booking, to daje mi 300 i mówi, że na stronie to ze zniżką było. Więc ja dalej swoje, aż niechętnie oddał całe 400 rupii. Dumny byłem z przeprowadzonych przez siebie negocjacji a przede wszystkim, że nie zgubiłem się i wymusiłem wypisanie dowodu płatności. Zamówiłem u niego taxi, bo o 5 rano to nie będę łaził z walizką po mieście. Cena hotelowa 450, więc i tak te 200 rupii sobie ode mnie odbierze. Nic w przyrodzie nie ginie, trzeba swoje zapłacić....

Wczoraj przelatałem cały dzień na orzeszkach za 20 rupii, więc dzisiaj poszedłem do perskiej restauracji znajdującej się nieopodal hotelu. Poprosiłem o najtańsze danie z karty z ryżem, i tak mam wyrzuty sumienia że zaszalałem. Porcja duża, więc i tak połowę zostawiłem, żeby żołądek nie dostał szoku. Na kolację i jutrzejszą podróż muszę kupić prażone orzeszki. W zupełności mi wystarczą.

Pójdę wieczorem jeszcze pod Bramę Indii, odwiedzę Victorię Station, powdycham wielkomiejskich spalin i trzeba będzie się pakować. Ruszam (mam nadzieję) o 6.30 i powinienem być w Nasiku po 11. Najgorsze, po wietrze oczywiście :), to przemieszczanie się z całym majdanem, ale co zrobić, trzeba pchać ten wózek dalej...

Odsłony: 1755