Copyright 2015 Tomasz Wyrwas. All rights reserved

Delhi dzień drugi

Opublikowano: środa, 07 lipiec 2010
IMG_4859

Drugi dzień zwiedzanie przebiegało w komfortowych warunkach, ponieważ mieliśmy wynajęty samochód. Cena takiej usługi wynosi 600 rupii, za 60 km w ciągu 6 godzin (2010r.). Zwiedzanie w temperaturze 40 stopni, w ciągłym hałasie i w tłumie ludzi najwytrwalszego podróżnika kosztuje dużo sił, więc taki luksus był nam bardzo na rękę. Pierwszą atrakcją było zwiedzenie slumsów.

Już na samym wstępie przyczepiło się do nas dwóch chłopców, którzy pewnie mieli większą od nas atrakcje z naszego spotkania. Mieszkańcy serdecznie nastawieni, nie mieli nic przeciwko, gdy zerkaliśmy im do wnętrza domu, a nawet pozowali do zdjęć. Szczególnie zapamiętałem rodzinę z małą dziewczynką, której ojciec widząc, że ją fotografuje odgonił jej część much, którą miała przy buzi.

Następnie udajemy się do parku archeologicznego Mehrauli mijając po drodze targ kwiatów. Tworzone tu girlandy są ważnym elementem w kulturze hindusów i ofiaruje się je bogom, czy też waznym osobistościom.

W parku można podziwiać wiele zabytkowych obiektów, jednak przy 40 stopniowym upale nie należy to do przyjemności. Obserwujemy wzniesiony przez pierwszego sułtana Delhi Qutb Minar Complex. Zobaczyliśmy go z daleka, a tak naprawdę tylko Wieżę Zwycięstwa, 72,5 metrową konstrukcję. Cały teren został wpisany na listę UNESCO. Mieliśmy na koniec naszego pobytu w Delhi dokładniej to obejrzeć, ale oczywiście nie zrobiliśmy tego. Do zobaczenia przy następniej wizycie w Delhi...

Przechodząc po okolicznej dzielnicy postanowiliśmy zajrzeć do szkoły. U nas raczej trudno wejść z "ulicy" do szkoły, a co dopiero mówić o oprowadzeniu po niej. W Indiach raczej nie ma z tym problemu. Już na placu przed budynkiem wzbudziliśmy atrakcję wśród grupki starszych uczniów, ale poszliśmy na lekcję angielskiego do maluchów. Obowiązek szkolny został wprowadzony dopiero w 2009 roku i dotyczy dzieci od 6 do 14 roku życia. Oczywiście w praktyce wygląda to trochę inaczej i zmiany na lepsze widoczne będą za kilka lat. Według szacunków władz obecnie ok. 70 mln dzieci nie chodzi w Indiach do szkoły, a jedna trzecia społeczeństwa to analfabeci; wśród kobiet odsetek osób nieumiejących czytać i pisać wynosi nawet 50 proc. Dzieciaki ubrane w mundurki szkolne to charakterystyczny element miejskiego życia.

Oczywiście musiałem zadać pytanie dzieciaczkowi - What is this? Mała o mało się nie rozpłakała (przylazł biały i się czepia) i tylko mam nadzieję, że w przyszłości nie będzie tego pamiętała jako najbardziej traumatycznego przeżycia z młodości. Pożegnaliśmy się z dzieciakami (raczej reszta klasy miała ubaw z naszej wizyty) a ja zapragnąłem zobaczyć klasę "komputerową"; po pierwsze żeby porównać moją pracownie, a po drugie żeby zobaczyć gdzie szkolą się kadry światowej informatyki. Poszliśmy do Principal, miłej pani która zgodziła się na naszą wycieczkę, a w bibliotece porozmawialiśmy z nauczycielkami. Sala komputerowa raczej ze słabym wyposażeniem (nie dostali wyposażenia z UE jak my:)).

Trafiliśmy do miejscowego biura wydającego certyfikaty o przynależności do danej kasty. Konstytucja Indii znosi dyskryminację ze względu na pochodzenie (z drugiej strony, sam system kastowy zakazany w niej nie jest). Hindusi nie posiadają dowodów osobistych, a dopiero niedawno ruszyła akcja ich nadania wszystkim dorosłym obywatelom. Osoby najbiedniejsze mają w Indiach możliwość uzyskania dokumentu Below Poverty Line (,,Poniżej granicy ubóstwa’’, BPL). który daje dostęp do różnych socjalnych udogodnień, np. bezpłatnej służby zdrowia czy tańszej żywności, sprzedawanej w specjalnych rządowych sklepach. Ciekawie wygląda również biuro "pod chmurką", w którym można uzyskać poradę prawną i załatwić dokumenty prawne.

Przemieszczamy sie do Hauz-Khas (z Urdu królewski zbiornik wodny), czyli XIII-wieczny kompleks na terenie którego znajdował się meczet, madrasa (teologiczna szkoła muzułmańska), grobowce i inne budowle, skupione wokół zbiornika wodnego. Urocze miejsce i co najważniejsze pozwala nam trochę odpocząć od zgiełku ulicy.

Ostatnim punktem programu był Lodi Gardens, park zajmujący 90 akrów, a głównymi atrakcjami są XV-wieczne grobowce władców muzułmańskich. Zbyt długo tu nie zostajemy, spada 5 minutowy deszczyk i mało czasu zostaje do pociągu do drugiego etapu naszej podróży. Kolejny punkt programu który będzie trzeba powtórzyć.

Jedziemy na dworzec główny. Nie dość, że bardzo zmęczeni, to okazuje się na miejscu że nasz train is cancelled. No to pieknie... Idziemy do informacji turystycznej na pięterko dowiedzieć się o co kaman. Okazuje sie że na północy od Delhi ostro leje i nasz pociąg do Amritsar został anulowany ze względu na powódź. No rozbiło nam to plany. Po krótkiej naradzie decydujemy się kupić bilety na poranny pociąg. Zostały tylko bilety w pierwszej klasie tzw. 1A, które są dwukrotnie droższe (2290 rupii) od tych które już mieliśmy. Ale nic, będziemy krócej u Sikhów.....

Idziemy na słynny Pahargandż wynająć hotel. Był to najdroższy hotel w całej naszej podróży, ale warunki były najlepsze. Płacimy 1200 rupii, ale dostajemy czysty, duży pokój z klimą, tv i lodówką.

Odpoczywamy troszkę i ruszamy zwiedzać dzielnicę. Tak naprawdę główną ulicę Main Bazar. Wygląda jakby przed chwilą przeszedł front. Nie zdziwilibyśmy się widząc sołdatów z pepeszami bawiącymi się przy harmoszce, czyli akcja Berlin 1945. Znależć się tutaj od razu po przylocie może spowodować chęć szybkiego przebukowania biletu na najbliższy lot to Poland, natomiast po spędzeniu trochę czasu (końcówka naszego pobytu w Indiach) nie było tak źle.

 

{jcomments on} Odsłony: 4157