Hindustan Zindabad
Drugą atrakcją (po Złotej Świątyni) dla której warto odwiedzić Amritsar, jest ceremonia zamknięcia granicy (oficjalnie nazywana opuszczeniem flagi) z Pakistanem. Przejście graniczne znajduje się 32 km od miasta i tak po stronie indyjskiej mamy wioskę Attari, a po pakistańskiej Wagah. Zawsze trzeba sprawdzić godzinę rozpoczęcia ceremonii, bo może się ona zmienić, a najlepiej zrobić rekonesans przed Złotą Świątynią skąd odchodzą autobusy i inne środki transportu w tym kierunku. Wynajęcie auta kosztowało 600 rupii, a my pojechaliśmy wspólną taksówką z 5 innymi osobami za 150.
Na miejscu okazało się, że nie można wnosić żadnego jedzenia i napoi, nie mówiąc już o plecakach. Musiałem zostawić swój plecak foto w aucie i ruszyłem zaopatrzony tylko w „tele”. Po drodze czekała nas obowiązkowa przeprawa przez bramki bezpieczeństwa i zostaliśmy rozdzielić się z Agą. Spotkaliśmy się ponownie przed wejściem dla obcokrajowców i po sprawdzeniu paszportów mogliśmy wejść na trybuny. Dzięki Adze mieliśmy najlepsze z możliwych miejscówki, bo nieświadomie przeszła na druga stronę ulicy (ja oczywiście za nią) i tam w cieniu, siedząc na krawężniku, już zostaliśmy. Reszta osób, która z zazdrością w oczach spoglądała w naszą stronę, nie została wpuszczana, o co starała się bardzo surowa żołnierka. Tak więc mieliśmy podwójnego farta, bo do ceremonii zostało 90 minut i nie spaliliśmy się w blokach jak Urlich pod Grunwaldem, a poza tym fotki robione pod słońce też zapewne byłyby lichej jakości.
Już na pierwszy rzut oka widać, że żołnierze biorący udział w uroczystości są starannie selekcjonowani. Szczególnie po stronie pakistańskiej chłopcy z czarnymi brodami, w czarnych uniformach robią duże wrażenie. Ale my oczywiście kibicowaliśmy stronie hinduskiej, po której się znaleźliśmy. Kibicowanie jest chyba najlepszym określeniem tego co się dzieje na trybunach. Pokaz szowinizmu w czystej postaci. Tłum około 5 tys. osób zagrzewany jest do zabawy przez wodzirejów. Na wstępie odbywają się biegi z flagą w stronę bramy granicznej, przy ogłuszającym dopingu publiczności. Następnie można potańczyć w rytm hinduskich melodii, by później przejść do najważniejszego zadania publiczności, czyli do przetrenowania entuzjastycznych okrzyków wychwalających swoje państwo. Nam też się udzieliła atmosfera i po naszemu krzyczeliśmy z tłumem (brzmiało to jak Czołem chłopaki). Główne wykrzykiwane hasło to Hindustan zindabad! czyli Niech Żyją Indie, a 2 bramy dalej (oczywiście nie tak pięknie i donośnie) publiczność wznosi swoje hasło - Pakistan zindabad.
Cały pokaz trwa około 40 minut i warty jest obejrzenia. Rozgrywa się na 200 metrach biegnących od „miniatury bramy Indii” do bramy granicznej. Żołnierze mają za zadanie przestraszyć stronę przeciwną i demonstrują dziwną mimikę, gesty oraz odmienny od zwyczajowego sposób chodu. Skojarzenie z Akademia głupich kroków Monthy Pythona jak najbardziej na miejscu. Nie tylko to łączy słynnych anglików z tym wydarzeniem, ale również filmik, który tu zamieszczam, z trasy Michaela Pallina po Himalajach.
Trochę zrobionych fotek....
http://inmi.pl/indie/indie2010/7-amritsar/10-amritsar-2.html#sigProGalleria427593166e