Copyright 2015 Tomasz Wyrwas. All rights reserved

W drodze do Fezu

Opublikowano: sobota, 21 lipiec 2012

IMG_0198Ostatni dzień w Essaouirze. Wykorzystaliśmy maksymalnie jak mogliśmy naszą ostatnią dobę hotelową. Dobrze, że pozwolono nam zostawić plecaki, więc mogliśmy jeszcze swobodnie pochodzić po mieście. Zaliczyliśmy ostatnie punkty: bastion oraz targ z przyprawami. Odwiedziliśmy plażę miejską i tym razem wzięliśmy leżaczki, zbijając cenę z 25 DRH za osobę na 50 za naszą trójkę. Odrobina luksusu na pożegnanie.

Odbierając bagaże pani uświadomiła nas, że zaczął się Ramadan i przesunięto czas o godzinę do tyłu. Nadprogramowa godzina czekania na autobus (po 200 DRH). Zaczynamy się przyzwyczajać.  Po 3,5 godziny po raz trzeci zawitaliśmy do Marakeszu. Istny dzień świstaka. Mamy nadzieję, że ostatni raz już widzimy to miasto, które nie chce się z nami jednak pożegnać.

Autobus do Fezu miał być o 23, więc grzecznie czekaliśmy. Wybiła odpowiednia godzina, jedyny autobus na stanowisku (ostatni odchodzący tego dnia) i okazuje się, że jest Ramadan, więc odjedziemy o 0.30. Nie mamy pojęcia o co chodzi. Włosi, którzy jechali z nami z Essaoury i jak się okazało, kontynuujemy razem podróż, dowiedzieli się, że kierowca teraz musi się najeść. No skandal. Pół godziny siedział za kierownicą i gadał z kumplem, łypiąc na kobity w pidżamach, a teraz zgłodniał….

Dodatkowo opanowała nas mania robactwa. Poszliśmy z Księżniczką po bilety na bagaż, a tam wypadł na nas duży robal, skrzyżowanie pająka i karalucha. Aga narobiła hałasu, ale miejscowym nie udało się ubić drania, który czmychnął w mrok. Teraz siedzimy na ławce w holu, wypatrując robaka i odganiamy się od niezwykle natarczywych much. Afryka….

Ale żeby nie było tak mało optymistycznie, Magda kazała napisać że wifi jest wszędzie, nie tak jak w naszym kraju, co niniejszymi wpisem potwierdzam.

Pozdrawiamy, następny wpis z Fezu. Taką mamy nadzieję…

Odsłony: 2815