Copyright 2015 Tomasz Wyrwas. All rights reserved

Mumbaj day 2

Opublikowano: wtorek, 16 maj 2017

Dzisiaj pierwszy dzień, więc postanowiłem przejść się pod Bramę Indii po drodze rozkoszując się architekturą. Pierwsze foty zawsze nieudane, a przy architekturze napinki nie ma. W Mumbaju oprócz architectury pokolonialnej, która jest wizytówką miasta, jak Victoria Terminal czy High Court, trzeba rozkoszowaź się Art Deco. Jest to drugie skupisko budynków tego kierunku na świecie po Miami. Architectura zasługuje na osoby artykuł, ale to po przyjeżdzie. Teraz tylko relacja z dnia....

Kilka godzin chodzenia w słońcu swoje zrobiło. Zapomniałem podnieść rękawów, co przeważnie robię, więc biało-czerwona na rękach jest. 30 stopni jest tu niezmiennie, bo nawet w nocy tylko kilka stopni słupek idzie w dół.

Podczas wizyty z Księżniczką szukaliśmy synagogi i nie daliśmy rady, a teraz technologia Google Maps przyszła mi z pomocą. Dobrze, że można pobrać mapę na komórkę i później określić swoje miejsce, bo tak jak pisałem wczoraj transfer jest tylko dla milionerów. Muszę spróbować załatwić sobie numer indyjski, bo jest dostępne darmowe wifi, dzisiaj nawet w Mcdonaldzie próbowałem zaczerpnąć sieci i nie poszło. Wymagają numeru lokalnego i tego już nie przeskoczę na swoim sprzęcie. Dobrze, że w hotelu jest wszystko dostępne, więc jest kontakt ze światem.

Wracając do Knesset Eliyahoo Synagogue. Ładna, niebieska, ze stanowiskiem strzelniczym przed budynkiem. Opłata niby tylko za fotki 100 rupii, a za video 500 dodatkowo. Nie dość, że te 100 to bandytyzm, bo pan wprowadził mnie tylko na górę, czyli do miejsca dla kobiet, to płacenie ze video jest aż żenujące. Zastosowałem ten sam motyw jak w Taj Mahal.  Jeszcze nie wiedzą, że można aparatem video nakręcić film.

Wracając w stronę Victoria Station, który jest moim miejscem odniesienia, bo hotel jest 500 metrów dalej, pooglądałem rozgrywki krykieta miejscowych szkół i zaszedłem do siłowni do której zajrzeliśmy z Księżniczką 5 lat temu. Nic się nie zmieniło. Ciemno w środku, a chłopaki pakują. Ja też byłem spocony, ale tylko od chodzenia.

Kulinarnie to tak jak myślałem, cały dzień przebiegałem na podgrzanym w mikrofali małym naleśniczku za 40 rupii, a na kolację ( i pewnie śniadanie) kupiłem 2 samosy. Nie lubię tego, ale co zrobić. Na vegetable rice jeszcze mój żołądek nie jest gotowy. Za to pepsi z butelki szklanej .... pyszka. Cukier uzupełniam.

Po dzisiejszym dniu mam nowe przemyślenia. Muszę rozbić dzień na dwie części, żeby uniknąć koszmarnego słońca oraz pranie czapki oraz ręczniczka, z którym chodzę cały dzień będzie nieuniknione.

Jeszcze tylko przemyśleć co jutro do zrobienia i można kłaść się spać....Padam.

Odsłony: 1577